poniedziałek, 3 maja 2010

o8.o4 - dzień 2 - czemu nie wziąłem rozmówek ?!

W związku z tym, że nasz autobus w kierunku Mitrovicy odjeżdżał o 9:30 musieliśmy wstać wcześniej żeby się ogarnąć. Kupiliśmy na drogę bułki z pobliskiej piekarni, zrobiliśmy zakupy w markecie i ruszyliśmy na dworzec. Autokar okazał się być zdezelowanym gratem z połamanymi fotelami i walającymi się pod nogami śmieciami (po drodze dodatkowo waliło niesamowicie spalinami). Gdyby nie widoki (w końcu góry!) te 6h drogi ciągnęłoby się w nieskończoność. Po ok. 5h dotarliśmy na „przejście graniczne”. Byliśmy jedynymi obcokrajowcami w autobusie i z naszego powodu musieliśmy zjechać na chwilę, bo nasze paszporty zabrano do kontroli. Spodziewaliśmy się linczu za to, że czekamy z naszego powodu, jednak Serbowie okazali się wyrozumiali (uff..). Kiedy paszporty wróciły w nasze ręce autobus ruszył. Po godzinie dotarliśmy do miejscowości Zvečan. Tam był nasz polecony przez o. Michała hotel. I w tym momencie kluczowym do zrozumienia późniejszych wydarzeń jest fakt, że z racji wzrostu strasznie mnie męczą długie podróże autokarem. W recepcji czekał młody koleś, który nie posługiwał się żadnym innym językiem poza serbskim. Nie wiem jakim cudem ale jakoś się dogadaliśmy i zaprowadził nas do naszego pokoju w którym (o ironio) okno wychodziło do... innego pomieszczenia, które było w trakcie budowy. W taki oto sposób otrzymaliśmy pokój w którym czułem się jak podczas nocy polarnej. Nie miałem już siły się znowu próbować dogadywać się z tym gościem, zacisnąłem zęby i wybraliśmy się „na miasto”. Do cerkwi podrzucił nas pewien młody Serb, który sporo czasu spędzał w kafanie. Rozmawiał po angielsku ! Cień nadziei ! Po wieczerni połaziliśmy po miejscowości, pogapiliśmy się na twierdzę na szczycie góry między Zvečan a Mitrovicą i udaliśmy się na poszukiwanie jedzenia. Przeszliśmy całą miejscowość i koniec końców skończyliśmy w naszej hotelowej restauracji. A tam niespodzianka - nasz chłopak z recepcji. Czułem, że pójdę spać głodny, bo najpierw podszedł do nas i oczekiwał naszego zamówienia chociaż nie wiedzieliśmy co w ogóle można tam zjeść, później kiedy zrozumiał, że chyba się nie dogadamy wpadł na pomysł by przynieść menu, które było spisem nic nam nie mówiących nazw. Dzięki Bogu pojawił się nasz kierowca i z jego pomocą wybraliśmy potrawę. Było pysznie i po części uspokoiło to moje nerwy. Wieczorem mieliśmy jeszcze nieudaną próbę połączenia się z netem, przegląd wiadomości w serbskiej telewizji nadającej z Mitrovicy i problem z wodą, która była co najmniej lodowata. Szlag mnie trafiał i zaparłem się, że już dzisiaj nie będę mową ciała tłumaczył temu chłopakowi, że nie mogę się wykąpać, bo moje nerwy były już i tak mocno nadszarpnięte. Mira, która miała straszny ubaw z mojej złości ,uratowała nas z opresji i powiadomiła recepcję o naszym problemie. Przejęty chłopak zrobił co trzeba i z prysznica poleciała ciepła woda . Z tej radości padłem na łóżko jak zabity.

1 komentarz:

  1. "Serbowie okazali się wyrozumiali", a oprócz tego bardzo mili. ten chłopak, który siedział za mną wytłumaczył gdzie mamy wysiąść i mówił bardzo ładnie po angielsku

    OdpowiedzUsuń